![]() |
Evolution |
Do 17 stycznia setka wybranych, których różni wiele, a łączy miłość do kina, obejrzy dziesięć świeżych europejskich produkcji, które objechały już kilka najważniejszych światowych festiwali. Wśród nich wyłonią ten jeden jedyny, najlepszy film, który trafi do dystrybucji w Polsce. Drugi raz mam szczęście być jedną z tych wybranych, po zeszłorocznym projekcie Scope50, teraz przyszedł czas na wersję rozszerzoną – Scope100, z podwojoną liczbą uczestników. Więcej osób to jeszcze więcej opinii, dyskusji, punktów widzenia, ale najważniejsze się nie zmieniło – rozmowy na forum Scope są ciekawe, pełne trafnych obserwacji, wiedzy, argumentów, ale też wzajemnego szacunku. Totalne przeciwieństwo filmwebowego szamba. Jako nadgorliwa prymuska odrobiłam swoje zadanie domowe kilka dni temu, dlatego już dziś opowiem wam trochę o dziesięciu filmach, z których pewnie więcej niż jeden trafi do naszych kin. Napisałam „więcej niż jeden”, bowiem przykład poprzedniej edycji wskazuje, że filmy wybierane do projektu są na tyle dobre, że udaje im się znaleźć zainteresowanie innych dystrybutorów niż Gutek Film (polski patron Scope100). Podsumuję. Z zeszłorocznej dziesiątki do kin trafiły: „Magical Girl” i „Party Girl” – to dzięki uczestnikom Scope50 i Gutek Film, „Widzę, widzę” – dzięki nagrodzie publiczności na Nowych Horyzontach i „Swobodne opadanie” – pod skrzydłami Aurora Film. Duża część propozycji pozwiedzała polskie festiwale filmowe: „Mot naturen” zamknął Ars Independent, „Atlantic.” i „La Sapienza” gościły m.in. na Regiofunie, natomiast „Still Life” często pojawia się w telewizji (Ale Kino+). Najgorszej poszło dwóm filmom: „Hippocrate” (i słusznie, bo jest okropny) i „The Quiet Roar” (zupełnie niesłusznie!!!). Jak potoczą się losy poniższej dziesiątki, czas pokaże. Muszę przyznać, że dla mnie było w tym roku troszkę za dużo tematów społecznych, ale rozumiem, że zaangażowanie filmowców w problemy świata, w którym dzieją się rzeczy straszne, jest ważne i nie mam zamiaru nikomu czynić zarzutów na ten temat. Ta notka jest wersją light mojej wypowiedzi na temat Scope100. Poważny i wyczerpujący tekst powinien pojawić się w marcu w „artPapierze”, już po ogłoszeniu wyników. Kolejność nie jest przypadkowa, to subiektywna lista od najlepszego do najgorszego.
Evolution Lucile Hadzihalilovic
O ile doceniam wkład Gaspara Noe w rozwój współczesnego kina, to nigdy nie był on twórcą przesadnie ważnym w moim osobistym życiu filmowym. Za to jego żona za sprawą tylko dwóch tytułów, „Niewinności” i „Ewolucji” , wyryła bardzo mocno swoje trudne nazwisko w mojej filmowej pamięci. W jej kinie jest wszystko, co uwielbiam w sztuce: metafizyka, oniryzm, śmierć, niepokój, estetyka plus dużo feministycznych odjazdów. „Evolution” to opowieść o dziesięcioletnim chłopcu, żyjącym na sennej wyspie, zamieszkałej jedynie przez chłopców oraz ich matki. Tajemnicze utonięcie nieznajomego chłopaka rozpoczyna ciąg dziwnych sytuacji w życiu bohatera, których kulminacją jest pobyt w zupełnie odrealnionym szpitalu.
![]() |
Chevalier |
Chevalier Athina Rachel Tsangari
Poprzedni film Tsangari, „Attenberg”, tak mnie zniesmaczył, że nie miałam ochoty zapoznawać się z powszechnie cenioną grecką nową falą. Teraz trochę żałuję, bo zarówno „Lobster”, jak i „Chevalier” zrobiły na mnie duże wrażenie, jednak z drugiej strony, mam świadomość, że (szczególnie w pierwszym przypadku) są to filmy trochę już złagodzone i dostosowane do wrażliwości bardziej przeciętnego widza (czyli w tym wypadku mnie). Do rzeczy! Grupa facetów, jak w filmie „Coś”, jest uwięziona na niewielkiej, odciętej od reszty świata przestrzeni. Konkretnie w jachcie. Panowie wymyślają sobie zabawę. Prawdziwie męską rywalizację, która ma na celu wyłonienie najlepszego faceta. Przyznają sobie punkty, mierzą to i owo, badają krew, obserwują się w każdej sytuacji. Choć to nie thriller to napięcie jest niesamowite, a dodatkową siłą Tsangari jest to, że unika łatwych rozwiązań i nie daje widzowi tego, czego mógł się spodziewać. Poczucie humoru też jest niczego sobie – to porządna satyra z totalnie absurdalną, ale też przerażającą sceną występu artystycznego jednego z bohaterów. Aktualny, na czasie, szczerze ucieszyłabym się z jego wygranej.
![]() |
Frenzy |
Frenzy Emin Alper
Tak a propos aktualności – tureckie „Frenzy” to znakomite studium współczesnej paranoi i strachu przed terroryzmem i wojną. Kadir idzie na układ z policją i po dwudziestu latach wychodzi na wolność. Jego młodszy brat, niespełna trzydziestoletni Ahmet w ogóle go nie rozpoznaje, zaś w tle unosi się duch ich trzeciego, zaginionego przed laty brata. Sytuacja w Stambule nie jest normalna. Wszyscy coś ukrywają i podejrzliwie przypatrują się swoim sąsiadom. Praca Ahmeta polega na zabijaniu psów, zaś jego problemy zaczynają się, gdy postanawia przygarnąć jednego z nich. Jest zmuszony do ukrywania czworonoga nawet przed bratem. To, w jaki sposób Alper pokazuje paranoję Ahmeta jest godne podziwu – sugestywność na najwyższym poziomie. Natomiast to, co reżyser wyprawia z dźwiękiem jest totalnym wejściem na wyżyny. Szczery podziw. Oniryzm i realizm zrównoważone wybornie. Pod względem nastroju, formy, ale też przekazu nie mam do „Frenzy” żadnych zarzutów, jednak w pewnych momentach opowieść dziwnie się rozchodzi, bardzo łatwo jest się w niej zagubić. Być może był to celowy zabieg – paranoja w jakimś sensie łączy się z dezorientacją.
![]() |
The High Pressures |
The High Pressures Ángel Santos
To film, który powinien być bardzo smutny – główny bohater jest wypalony, samotny, zagubiony. Chodzi po świecie, odwiedza znajomych, o których myśli, że mają wspaniałe, artystyczne życie w domku w lesie, a oni rozstają się i są równie nieszczęśliwi jak on (akurat ten wątek podziałał na mnie równie terapeutycznie, co „Drżące trąby”). A jednak „The High Pressures” to kino, które można jeść łyżkami. Cudownie zmysłowe, z bosko ulotnymi rozmowami, magicznymi chwilami (przedstawienie kukiełkowe!) i mimo wszystko, afirmacją życia, w jego prostych przejawach, takich jak: pływanie w jeziorze czy odczuwanie promieni słońca na twarzy. Bezpretensjonalne, rozegrane w punkt, a nawet troszkę rohmerowskie.
![]() |
Mediterranea |
Mediterranea Jonas Carpignano
Film o afrykańskich imigrantach, który każdy powinien obejrzeć. Autentyczny, zrobiony z dbałością o formę i o spójną, interesującą historię. Taki, który uczy empatii i otwiera na dialog, ale nie jest sentymentalny i nie ociera się o patos i manipulację. Cóż więcej mogę napisać? Chyba tylko tyle, że Rihanna na soundtracku (i to nie raz!) to niezły pomysł.
The Apostate Federico Veiroj
„The Apostate” mógł być dużo fajniejszy, ale i tak nie jest źle. Dlaczego? Bo jest poczucie humoru, magiczny składnik, który uratuje każdy film. Główny bohater chce dokonać aktu apostazji. W sumie nie wiadomo po co, nie wierzy i już, nie chce należeć do wspólnoty kościoła. Jego życie generalnie jest dość zastanawiające – z jednej strony nieprzeciętne (romans z kuzynką), z drugiej – przeciętne do bólu (korepetycje z angielskiego, spotkania rodzinne). Dobra muzyka, zapadający w pamięć sen o nudystach i sam bohater, który nie mam pojęcia dlaczego mnie nie irytował, sprawiają, że 80 minut seansu mija szybko, nawet przyjemnie i bezboleśnie. Jednak niewiele z tego wynika.
![]() |
My Golden Days |
My Golden Days Arnaud Desplechin
„My Golden Days” to film, w którym powinnam się zakochać. Francuski do cna i mający w sobie wiele z prozy Modiano – dojrzały mężczyzna wraca do swych wspomnień, jest pierwsza, rzutująca na całe późniejsze życie miłość , polityczna tajemnica, motyw sobowtóra i dramat rodzinny. Dodatkowe plusy: bohater jest antropologiem, a jego pierwsza dziewczyna jest bardzo neurotyczna. Jednak te znakomite części składowe (kolejny plus – podział filmu na rozdziały odnoszące się do konkretnych wspomnień) stworzyły film, który dla mnie był bezwzględnie nudny i chwilami trudny do zniesienia. Niestety.
Parisienne Danielle Arbid
Młodość, seks i rewolucja, czyli kolejny bardzo francuski film. Lina ma 18 lat i przyjechała do Paryżu z Bejrutu. Przez niechęć do wujka-zboczeńca dziewczyna decyduje się na samotne życie w obcym mieście. Studiuje, ma romans z żonatym mężczyzną, potem z młodym mężczyzną, kłóci się z przyjaciółką, znajduje nową i tak dalej. Sama historia jest nudna do bólu, ale na szczęście jest w „Parisienne” kilka elementów, dzięki którym film jest bardziej cool: emigrantka przyjaźni się z bandą nacjonalistycznych skinheadów, dobra muzyka, koncert Franka Blacka, zajęcia ze sztuki i zawsze najlepsza Elina Lowensohn.
![]() |
Much Loved |
Much Loved Nabil Ayouch
Rzecz o smutnych marokańskich dziwkach. Sam temat zapowiada powtarzalność, schematyczność i przewidywalność, gdy jeszcze dojdzie do tego zdanie, że mimo trudnego życia, cztery bohaterki przyjaźnią się i są dla siebie wsparciem to z prawdziwą niechęcią sięga się po dany film. Niesłusznie. „Much Loved” to obraz, który w moim odczuciu naprawdę rzuca trochę nowego światła na ten ciemny świat, przede wszystkim przez zderzenie dwóch kultur: europejskiej i muzułmańskiej. Dobrym pomysłem jest nieco chaotyczna konstrukcja filmu, widz zostaje wrzucony w potok życia bohaterek, co umożliwia mu lepsze poznanie i zrozumienie ich sytuacji.
Drifters Peter Grönlund
Zaszczytne ostatnie miejsce wędruje do Szwecji. Nie chcę być bardzo okrutna dla tego filmu – aktorzy są spoko, wierzę głównej bohaterce, czuję realizm i autentyczność jej problemów. Jednak jest to kino społeczne o życiu biednych narkomanów i dilerów w Szwecji, które jest tak niewymownie schematyczne i przewidywalne, że mam wrażenie, że widziałam ten obraz już kilkanaście razy.
Comments: no replies