Kinomani kojarzą Hannę Schygullę przede wszystkim jako muzę i miłość Rainera Wernera Fassbindera, która zagrała w jego najbardziej znanych produkcjach. Choć niewątpliwie związek z Fassbinderem to najważniejszy punkt biografii aktorki, w dzisiejszej notce chciałabym wyjść poza ten temat i rzucić trochę światła na pofassbinderowski dorobek pięknej artystki. Po 1982 roku jej gwiazda wcale nie zgasła, wręcz przeciwnie, Schygulla współpracowała z zawstydzającą wręcz ilością wspaniałych europejskich reżyserów.
Po śmierci Fassbindera Schygulla trafiła pod skrzydła Marca Ferreriego, twórcy Wielkiego żarcia. Czterdziestoletnia już aktorka grała wówczas u wielu znakomitych reżyserów, jednak to właśnie Ferreri jest przez nią uważany za postać, która na krótki czas zastąpiła w jej życiu Fassbindera i za człowieka, z którym łączyła ją szczególna więź i niezwykle twórcza współpraca. Schygulla zagrała w dwóch filmach włoskiego autora: w Historii Piery, która przyniosła jej Złotą Palmę dla najlepszej aktorki, oraz w Przyszłość jest kobietą. Widziałam pierwszy z tych tytułów i muszę przyznać, że wspominam go z pewną nieśmiałością, bowiem nie sposób opowiadać o nim bez użycia zakazanego w naszym kraju słowa „kazirodztwo”. Schygulla gra niezwykle atrakcyjną, pogrążoną w cielesności nimfomankę, która zachowuje się bardzo otwarcie i buduje relację ze swoją córką w dość nieszablonowy sposób. Rozwiązły tryb życia co jakiś czas wrzuca bohaterkę do zamkniętych zakładów psychiatrycznych, mimo to kobieta nie pozwala światu stłamsić swojej wolności (nie tylko seksualnej) i uroku. Schygulli partneruje Marcello Mastroianni w roli zapatrzonego w nią męża oraz Isabelle Huppert jako jej dorosła córka, aktorka, której życie erotyczne także odbiega od wyznaczonych standardów. Nie dziwi mnie, że film nie jest zbyt znany w Polsce – Historii Piery nadal mogłaby zgorszyć niejednego, może nie tyle scenami homoseksualnych zbliżeń czy nagością, ale właśnie fragmentami „kazirodczymi”, najczęściej pozostającymi w sferze sugerowania czegoś, ale czasem i bardzo dosłownymi.
![]() |
Historia Piery |
Z Isabelle Huppert Schygulla spotkała się też na planie Pasji Jean-Luc Godarda. Choć krytycy uznają ten film za nieudany, ja bardzo lubię tę historię reżysera starającego się przetłumaczyć malarstwo na język filmu i zerwać z przymusem narracyjnością (w tej roli Jerzy Radziwiłowicz). Ruszają mnie te trochę egzaltowane dialogi i rozdarcie bohatera: między dwiema kobietami, między dwoma krajami.
Współautorem scenariusza do Pasji jest Jean-Claude Carrière, wielka postać europejskiego kina, współpracujący z Buñuelem i Formanem. Carrière napisał też scenariusz do innego filmu z udziałem Schygulli, rok starszego od Pasji, Fałszerstwa Volkera Schlöndorffa. Piszę o tym nie bez powodu, Carrière to kolejny ważny mężczyzna w biografii aktorki, którego poznała właśnie z powodu tych dwóch scenariuszy. Schygulla zadzwoniła do pisarza, niezwykle poruszona jego tekstami. Stwierdziła, że skoro gra w filmach, które Carrière niejako współtworzy to koniecznie muszą się poznać. Tak rozpoczęła się ich przyjaźń (trwająca do dziś), romans i wzajemna inspiracja, którą omówię w ostatnich, bardziej biograficznych akapitach.
![]() |
Historia Piery |
Lata 80. przyniosły Schygulli nie tylko znakomite filmy. W 1983 roku na ekrany wszedł film z jej udziałem – Miłość w Niemczech – który wyreżyserował Andrzej Wajda, a za scenariusz odpowiadali (poza Wajdą) Agnieszka Holland i Bolesław Michałek. Film ten został zjechany przez polską krytykę przeokrutnie, nawet sam Wajda przyznał się do błędu i stwierdził, że na pewno nie jest to dzieło jego życia (wypowiedź do przeczytania). Nie dotarłam do tego obrazu, nie jest on przesadnie znany i łatwy do zdobycia, dlatego zamiast opisu proponuję fragment recenzji Zygmunta Kałużyńskiego, którego opiniom, w przeciwieństwie do obecnie tworzącego krytyka o tym samym nazwisku (afera plagiatowa), można ufać:
“Miłość w Niemczech jest filmem tępym, płaskim i pozbawionym nerwu, zaś Hanna Schygulla, która wyspecjalizowała się w rolach cynicznych, zimnych kurew, nie potrafi zagrać zakochanej w Łysaku i przymusza się bezustannie z wysiłkiem zauważalnym dla widza. Co zaś dzieje się z Wajdą? Moim zdaniem, stracił talent około roku 76 (ostatni udany film: Człowiek z marmuru), co artystom się zdarza, i może dlatego stara się nadrobić polityką? Paradoks jego życiorysu polega na tym, że właśnie teraz uzyskał rozgłos światowy.”
(„Polityka”, 1984, za)
Niewątpliwie jednak Schygulla miała szczęście do ludzi, do współpracowników i udało jej się stać ikoną europejskiego kina, prawdziwą aktorką international, która grała u twórców niemieckich, polskich, francuskich, rosyjskich, włoskich, angielskich, tureckich, węgierskich itd. Przede wszystkim warto wspomnieć o Fałszywym ruchu (1975) Wima Wendersa, niezwykłym filmie, z którego zapamiętałam najbardziej scenę opowiadania sobie snów i filozoficznego ducha unoszącego się nad dialogami i fabułą. Z produkcji, których jeszcze nie widziałam warte zainteresowania są pewnie Umrzeć powtórnie (1991) Kennetha Branagha i Tragarz puchu (1992) Janusza Kijowskiego. No i Schygulla to również gwiazda bardziej świeżego kina, m.in. Na krawędzi nieba (2007) Fatiha Akina, Harmonii Werckmeistera (2000) Béli Tarra oraz Fausta (2011) Aleksandra Sokurowa.
Sprint przez filmy doprowadził mnie do tego, co zainspirowało dzisiejszy temat moich luźnych rozważań. Widziany w zeszłą niedzielę dokument Hanna Schygulla, czymkolwiek są marzenia (2012) w reżyserii Anne Imbert zupełnie zmienił mój sposób postrzegania tej aktorki. Drugi człon nazwy filmu jest tytułem poematu rzeczonego Carrière, którego wersy deklamuje Schygulla pomiędzy kolejnymi odsłonami opowieści o swoim życiu. Uwiodło mnie zakotwiczenie aktorki w świecie snów, tak bliskie wyobraźni surrealistów i samego Carrière. Schygulla podjęła decyzję o pracy w kinie, dlatego, że pociągał ją świat snów i marzeń, dla niej kino jest właśnie wehikułem magicznym, schronieniem w świat wyobraźni. W latach 90. Schygulla zdecydowała się nagrać płytę. Powód jaki podała też niezwykle mnie wzruszył. Jak mówi, miała wówczas pięćdziesiąt lat i zastanawiała się, co może zrobić, by znów poczuć się jak mała dziewczynka, odkryć w sobie dziecięcą pasję życia i tworzenia. Po odgrzebaniu dawnych wspomnień zdecydowała się na śpiewanie, które w dzieciństwie dawało jej poczucie nieskrępowanej wolności i radości.
Dokument to także szereg jej spotkań z twórcami, których spotkała na swej drodze. Rozmowy są mniej lub bardziej inspirujące, mnie, jak łatwo się domyślić, najbardziej uwiodła rozmowa Schygulli z Carrièrem, z którym nie tylko zgłębiali tajemnice życia i śmierci, ale też wspominali wspólne chwile. Jako szczególny moment ich wieloletniego związku Carrière wspomina leśną wycieczkę, podczas której Schygulla brodziła w strumieniu, któremu nadała nazwę „początek”.
Podoba mi się także „antygwiazdorstwo” Schygulli, która kilkakrotnie podkreśliła, że najważniejsze dla niej jest bycie człowiekiem i ciągłe zgłębianie tajemnicy z tym związanej, odkrywanie wciąż nowych sposobów egzystencji. Największą idolką aktorki jest Louise Brooks, którą nazywa, podobnie jak siebie, antygwiazdą, niełaknącą sławy i blichtru.
Warto też zauważyć, że Schygulla jest jedną z niewielu aktorek, które, choć słynęły z bardzo seksownego emploi, to potrafiły zestarzeć się z godnością. Wiele pięknych i sławnych dam albo porzuciło życie publiczne, albo potopiło się w alkoholu i depresji, albo zostało niewolnicami operacji plastycznych. Schygulla zgrabnie ominęła te niebezpieczeństwa, co więcej, przyznaje, że „z biegiem lat jest w niej coraz mniej smutku”. Sądzę, że spora w tym zasługa jej umiejętności pogrążenia się w wewnętrznym świecie, czerpania z wyobraźni oraz niezwykłych relacji z ludźmi.
Traf chciał że rozpoczynając przygodę z Fassbinderem na pierwszy ogień wziąłem "Chińską Ruletkę". Niestety reżyser nie obsadził jej tam w żadnej roli, zatem w pełni nie mogę się odnieść do tekstu. Teraz po tej lekturze mam zamiar obejrzeć "Die Ehe der Maria Braun", także będę mógł w pełni docenić talent aktorki. Pozdrawiam.