Naked Lunch i kino transgresji

0

Będzie to krótka opowieść o pewnej przygodzie nowojorskiej sceny artystycznej lat osiemdziesiątych. Bardziej zbiór sygnałów i odnośników, gdyż nie czuję się w temacie jeszcze zbyt pewnie – szczerze mówiąc pierwszy raz usłyszałam o Lydii Lunch i kinie transgresji w zeszły czwartek (czego zrozumieć nie mogę, bo Bad Moon Raising i Evol katowałam dość sporą ilość razy) i jest to prawdziwa miłość od pierwszego wejrzenia o czym świadczy mój teraźniejszy, zakochańczy haj.

Zacznę od Lydii, bo to jej muzyka totalnie mną zawładnęła. Lunch, rocznik 1959, która teraz wygląda jak przeciętna nauczycielka polskiego czy plastyki, swoją karierę zaczęła od pancurzenia w zespole Teenage Jesus and The Jerks. W 1980 światło dzienne ujrzał jej solowy debiut – Queen of Siam, pełny mrocznych, jazzujących opowieści śpiewanych dziewczęcym głosem. Już pierwsza płyta pokazuje to co szalenie mi się w Lydii Lunch podoba – wielką różnorodność (lub po prostu chaos) w zestawieniu kompozycji, np. po Atomic Bongos, punkowej wyliczance opartej na jednym rytmie wchodzi Lady Scarface, wodewilowy, bujający kawałek, którego słuchanie włącza w głowie filmy złotej ery Hollywood, z śpiewającymi z orkiestrą wampami albo w wersji prostszej z paniami mruczącymi do mikrofonu w zadymionych klubach, bujającymi do rytmu zalotnie biodrami.

Jej późniejsze dokonania są jeszcze bardziej eklektyczne. Na płycie nagranej z 8-eyed Spy typowo punk rockowe granie przeplata się z jazzowymi trąbkami, a nawet brazylijskimi rytmami. Jest też sporo rockabilly i takich grobowych klimatów. W jednym utworze uroczo się wydziera, w drugim śpiewa jak Madonna czy zaciąga w stylu Siouxie no i zaczyna korzystać z tego, z czego jest najbardziej znana – ze spoken word (chociaż na debiucie też chwilami zarzuca śpiewanie dla pięknej deklamacji). Dużo dobrego hałasu, mrocznych tekstów i buntowniczej energii. Ja polecam nietypowy Run throught the jungle, iście filmowy zapis sennego koszmaru.
Jej ostatnie płyty też są niesamowite – ocierająca się o trip hop Smoke In the Shadows, pełna psychodelicznych pościelówek czy najnowsze dzieło- Retrovirus, na którym znów na żywo nagrywa swoje pierwsze kompozycje i jest to stuprocentowo brudna płyta w najlepszym tego słowa znaczeniu. Co jest ważne w osobie pod nazwą Lydia Lunch? Przede wszystkim jest genialnym połączeniem punkówy, czarownicy i erotomanki. W swoich utworach penetruje najbardziej mroczne rejony, ale też po prostu w najczystszej postaci pierdoli system. Przypomina trochę młodego Nicka Cave, z którym zresztą współpracowała, jak on potrafi połączyć teatralność śpiewanej poezji (chociaż filmowość byłaby bardziej na miejscu) z punkiem, destrukcją i innymi miłymi rzeczami. Lunch system pierdoli całkowicie – nie współpracuje z mainstreamowym wytwórniami, dystrybutorami, jest kompletnie antykomercyjna. Poza Cave’m wokalistka współpracowała m.in. z Sonic Youth czego wynikiem jest mój ulubiony utwór z Evol Marilyn Moore i mój ulubiony utwór z Bad Moon RaisingDeath Valley ’69, inspirowany dokonaniami bandy Mansona.

I tutaj płynnie przechodzę do kina – bowiem psychodeliczny klip do tego utworu nakręcił Richard Kern, obok Nicka Zedda (który podobno jest tym Zeddem z cytatu z Pulp Fiction) najważniejszy twórca amerykańskiego kina transgresji. Kino to, podobnie jak dzieła Bataille’a czy innych twórców dawnych awangard, miało na celu przekroczenie norm społecznych i łamanie wszystkich przykazań jedno po drugim. Amerykańskie wydanie transgresji jest wymierzone przede wszystkim przeciwko idei american dream i całej lukrowanej, sztucznej rzeczywistości, z którą mieli do czynienia na co dzień. Największym problemem było zmiatanie wszystkich mrocznych aspektów duszy ludzkiej pod dywan, niezauważanie zła w człowieku. Już w esejach o erotyzmie Bataille podkreśla konieczność dokonywania transgresji – przekroczenia normy po to, by można było uświadomić sobie całe swoje człowieczeństwo i wszystkie jego potencjały – i te do czynienia dobra i te do czynienia zła, a rolą artysty jest uświadamianie publiczności wszystkiego, czego nie mogą sami przeżyć. A poza tym jest po prostu metoda walnięcia widza w łeb, solidnego wyrwania z letargu i absurdalnego poczucia bezpieczeństwa czy bezmyślnego kołysania się w komforcie. Kino transgresji, no wave w muzyce (którego przedstawicielką jest właśnie Lunch) jest właśnie takim obuchem. Sonic Youth wyciąga Mansona i kontempluje jego zbrodnie, reżyserzy wrzucają w swoje filmy cały potok przemocy, pornografii, narkotyków i wszelkiego rodzaju dewiacji. Zresztą, całkiem nieźle się przy tym bawią, dla większości zaangażowanych w kino transgresji (które notabene często powstawało na kradzionych taśmach) film był możliwością spełnienia fantazji. Najbardziej hardkorowy przykład: Kimbra Pfahler, która marzyła o zszyciu waginy i marzenie to spełniła w jednym z filmów czy mniej ekstremalnie – Lydia Lunch, która jako współautorka scenariuszy opisywała w nich swoje najgłębsze pragnienia.

Do zobaczenia proponuję Fingered z 1986, film Kerna będący właśnie jedną z fantazji Lunch. Co ciekawe, to właśnie ta zdeprawowana opowieść o dwójce dziwnych kochanków znęcających się nad autostopowiczką zainspirowała fragment scenariusza Urodzonych morderców. Jeżeli dla kogoś zachowanie Miley Cyrus to punk rock to niech lepiej nie ogląda

Fingered 1986

Tutaj parę linków dla zainteresowanych. Ku mojemu zdziwieniu zjawisko wcale nie jest jakieś bardzo niszowe: pojawiają się co jakiś czas przeglądy kina transgresji czy to w muzeach czy na dużym ekranie, a sama Lunch koncertowała w Polsce podczas nowych horyzontów. Czyli jednak jestem większą ignorantką niż myślałam.

Wywiad z Kernem

Artykuł o zjawisku na T-Mobile

Mała encyklopedia na 3CINEMA

Comments: 7 komentarzy

  1. Tak to ja! Grudzień 1, 2013 Odpowiedz

    Jedna z najbardziej znanych scen we "Wściekłych psach" to też cytat do filmu Zedda i jedna z występujących tam postaci jest identycznie ubrana w tej scenie. Nie można jej nie rozpoznać. Nie podam szczegółów (który film Zedda), żeby nie zabierać przyjemności poszukiwań.

    Co do samego kina transgresji, brakuje mi tu słowa żart. Bo te filmy nie były zbyt poważne w porównaniu do wcześniejszej awangardy.

    • nana_kleinfrankenheim Grudzień 1, 2013 Odpowiedz

      Nie mogę się zgodzić z ostatnim zdaniem, większość awangard, ruchów kontrkulturowych itp. jest żartobliwa i nie do końca serio, tzn. artyści traktują niektóre swoje dzieła typowo jako żart, wystarczy wspomnieć twórczość surrealistów i Bunuela, z "Psem andaluzyjskim" na czele. Wydaje mi się, że poczucie humoru jest właśnie jedną z najważniejszych broni dla wszystkich kulturowych buntowników i jest to widoczne w ogromnej części awangardowych dzieł

    • Tak to ja! Grudzień 1, 2013 Odpowiedz

      Muszę cię rozczarować, surrealiści i panowie od transgresji, i może jeszcze René Clair mieli poczucie humoru. Naoglądałem się różnych awangard, ale radziecka szkoła montażu rzadko jest zabawna, jest przewrotna, udziwniona, ale zabawna raczej nie. Trudno zresztą odbierać niektóre z filmów awangardowych w takich kategoriach jak obraz ogranicza się do migającego światła, lub zmieniających się kolorów. Te film odnoszą się do jakieś rozpisanej teorii, lub badają jak działa ludzka percepcja. Lub brytyjskie filmy awangardowe skupujące się na pokazywaniu przyrody (cały film składający się z cieni przesuwających się chmur). Może jak tak sobie przypominam to Jonas Mekas ma przebłyski humoru, ale on jest bardziej poetą. Ale Stan Brakhage nie ma w sobie za krzty poczucia humoru, a jak się jeszcze obejrzy jakiś film dokumentalny z nim i o nim, to człowiek nabiera przekonania, że to musiał być nieźle nadęty buc (cholernik dręczył żonę). Przy okazji polecam jego "Window Water Baby Moving", jeśli nie widziałaś. Czy Kenneth Anger jest zabawny? Nie. Ale też nie jest poważny. Czy Kurt Kren jest zabawny? Nie. Maya Deren jest zabawna? Nie. U niej rządki psychoanaliza i poetyckość. Tak wymieniam nazwiska i próbuje sobie wyszukać jakiegoś awangardowego zgrywusa... bo może masz racje. Derek Jarman miał poczucie humoru. Choć jego niektórzy niepotrzebnie biorą zbyt poważnie. Oskar Fischinger też nie zbyt zabawny, geometria i muzyka. A taki Andy Warhol, on nie był poważny, ale jak odebrać jego filmy? Taki "Sleep" lub "Kiss" to duże znaki zapytania.

      Dobra kończę, ogólnie nic nie jest wcale oczywiste.

    • nana_kleinfrankenheim Grudzień 1, 2013 Odpowiedz

      Bardzo fajna wyliczanka, niestety nie zrewanżuję się podobną, bo to chyba jest troszkę bezcelowe. Twoja wypowiedź sugerowała, że filmowe awangardy przed panami od transgresji były poważne i pozbawione pierwiastka żartobliwości, stąd mój sprzeciw i nieważne czy procentowo wyjdzie, że jednak większość awangardowej sztuki to ponuractwo. Może niepotrzebnie użyłam słowa "większość", choć wciąż odnoszę takie wrażenie, w każdym razie uważam, że awangarda z założenia sprzeciwia się dotychczasowym zasadom i działa na przekór określonemu zespołowi idei i wartości, a czy śmiech nie jest jednym z doskonalszych sposobów wyrażenia sprzeciwu? A może to tylko w mojej głowie eksperymenty są zazwyczaj kojarzone z zabawowym pierwiastkiem

    • Tak to ja! Grudzień 1, 2013 Odpowiedz

      Jak się tak zastanowić, to powaga wielu tych filmów wynikała z tego, że kino przez długi czas był uznawany za coś jarmarcznego. A w tych filmach starano dodać mu wartości, wielu reżyserów produkowało manifesty, teorie, taka Laura Mulvey pisała i na powiedzenie słów kręciła filmy. Zedd i koledzy zaczęli kręcić swoje filmy, gdy kino zaczęto powszechnie nazywać sztuką, oni przekuwali ten balon. Ale jak tak popatrzeć na wszystkie te filmy, to wciąż najzabawniejszym filmem awangardowym pozostaje wspomniany przez ciebie "Pies andaluzyjski", tu czuć radość i przewrotność. A to taki stary film.

    • nana_kleinfrankenheim Grudzień 2, 2013 Odpowiedz

      Z jednej strony oczywiście jest tak jak piszesz, ale z drugiej byli wariaci z Fluxusu, John Waters i mnóstwo innych wesołych świrów z boku. Naprawdę, nic nie jest wcale oczywiste i takie łatwe do rozgraniczenia, diachronicznego opisania itd.

    • Tak to ja! Grudzień 12, 2013 Odpowiedz

      Uwielbiam Johna Watersa, ale on nie jest awangardzistą, to reżyser undergroundowy. Blisko awangardy, ale jednak nie to samo. Zresztą powinienem coś napisać o nim. Szkoda, że nie może znaleźć kasy na swój film bożonarodzeniowy.

Join in: leave your comment